piątek, 4 sierpnia 2017

Od Ayax'a - C.D Kilian

Czy na pewno nie pomyliłem osób? Może ma rację, nie powinienem mówić do niej „Królowo”, w końcu się nie zachowuje jak szablonowa władczyni. Jeżeli chciała mnie zdezorientować tym zachowaniem, udało jej się.
Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło, po czym odskoczyła kawałek do tyłu, powiewając swoimi długimi, zielonymi włosami, które płynnie opadły na ziemię wraz z ich właścicielką, gdy ta postanowiła rozsiąść się wygodnie niedaleko mnie na idealnej trawie, usłanej w bogatą gamę kwiatów.
- Jeżeli nie wykonam rozkazu, zostanę ścięty? – Spytałem, drążąc nieco temat.
- Będę rozważała taką opcję. – Parsknęła, oplatając swoje drobne dłonie wokół smukłych nóg.
- W takim razie wolę nie ryzykować, Kilian. – Rzuciłem, spoglądając w jej złociste oczy.
- Mądra decyzja. – Wykrzywiła swoje usta w lekkim uśmieszku, przekręcając delikatnie głowę w prawo.
- Tam szukajcie! – Usłyszeliśmy stłumiony, niewyraźny bas, wydobywający się z ust jakiegoś mężczyzny.
Odruchowo spojrzeliśmy na połacie drzew, zza których ów dźwięk dochodził. Towarzyszyły temu głośne tupanie i szeleszczenie metalowych części. Wstałem, opierając się o korzenie dębu, po czym wyjrzałem kątem oka na to, co się dzieje.
- Wygląda na to, że szukają Cię, Kilian. – Zwróciłem uwagę, wyglądając na nią zza ramienia.
Chwilę później stała już po mojej prawej, również spoglądając na rozchodzącą się brygadę. Spodziewałem się, że pójdzie do nich, rozwiewając zaistniałą sytuację, ale widocznie Królowa woli nieco oryginalniejsze pomysły.
- Są blisko, muszę ich zgubić. – Powiedziała, ciągle wpatrując się w miejsce, gdzie mężczyźni się rozdzielili. – Znasz może jakieś miejsce, gdzie nie będą szukać? Już kiedyś mnie tutaj widzieli i zapewne powtórzą tę czynność. – Westchnęła.
- Znam. – Zacząłem po chwili przerwy, w której musiałem trochę odświeżyć swoją pamięć. – Jest ono jakieś dwie wysepki stąd.
- Znakomicie. – Wyskoczyła wręcz, rozglądając się dookoła. – To którędy?
O ile tamta reakcja mnie zdziwiła, to ta dosadnie. Powinienem zapamiętać raz, a dobrze, że nie jest typową władczynią. Przekręciłem parę razy głową z niedowierzania, kiedy ta czekała na moją odpowiedź.
- Tędy. – Powiedziałem, po czym zacząłem się kierować w moje lewo.
Chwilę później złotooka dołączyła do mnie, idąc równym krokiem. Bacznie obserwowała otoczenie i nasłuchiwała, czy aby przypadkiem żaden jej poddany się tu nie zawieruszył. Miałem zamiar zaprowadzić ją do miejsca, gdzie prawdopodobnie mało kto był, ponieważ jest stosunkowo stare i zapomniane. Dawniej to właśnie tam szlifowałem swoją Arcanę.
- A wracając do tego tematu z zielonymi włosami – przerwała ciszę, już nie przykładając tak dużej wagi do rozglądania się – przynajmniej w takich sytuacjach mogę się swobodnie kamuflować wokół otaczającej mnie przyrody.
Po skończeniu swojej wypowiedzi wyciągnęła lewą rękę ku górze, sprawiając, że blask promieni słonecznych, przenikających przez szpary rozłożystych koro drzew padł na jej nieskazitelną dłoń. Chwilę później wróciła na dół z kwiatem o białych płatkach, które od zewnątrz nabierały różu, co dawało ładny efekt gradientu. Królowa zaczęła się mu przyglądać, obracając go palcami wokół własnej osi.
- Twoi ludzie nie szukają Cię chyba bez przyczyny, Kilian. – Rzuciłem, kierując swój wzrok na kończącą się dróżkę, obsypaną sporą ilością kamyczków.
- Wprawdzie mam spotkać się z ambasadorem innej większej wyspy, ale to dopiero za parę dobrych godzin. – Odparła niewinnie.
- Nie o to pytałem. – Zwróciłem uwagę, na co władczyni odwróciła wzrok od kwiatka.
- Chcesz znać prawdę? – Spytała retorycznie, kierując swoje oczy nieco ku górze. – Powód jest błahy, nie mam dzisiaj ochoty na słuchanie rozżaleń Torina setny raz na temat tego, jak powinnam zachowywać się przy kimś z zewnątrz o wysokim tytule. Już to przerabialiśmy wystarczająco długo.
Nie przyznała tego, ale uciekła, było widać. Nie mnie jednak oceniać jej poczynania, ponieważ to ona będzie miała potrojone lekcje etyki za dzisiejsze przewinienie na temat „Dlaczego powinno przychodzić na umówione spotkania”. Doprawdy, sam to kiedyś przeżywałem, bo postanowiłem z Lloydem wyskoczyć do kolegi. Zapewne nie miałem aż tylu lekcji tygodniowo co obecna tu Królowa, ale dla mnie i tak było to wystarczająco dużo.
- Nigdy nie lubiłem lekcji etyki. – Przyznałem z czystym sumieniem. – Zwłaszcza że mnie akurat uczyła Doriana, której nie bez powodu nie dopuszczali do potomstwa władców. – Dodałem na końcu, przypominając sobie pewną żenującą sytuację z nią w roli głównej.
Pewnego dnia wraz z paroma innymi szlachcicami, ponieważ były to zajęcia grupowe, otrzymaliśmy zadanie, by powiedzieć dziewczynce, że jej pies został właśnie potrącony przez samochód w taki sposób, żeby nie było je przykro, lecz również zachowując kulturę. Doriana nigdy nie należała do osób, grzeszących urodą, ponieważ swoje lata już miała na tym zgarbionym karku. Paradoksem było to, że to ona była tą małą, słodką dziewczynką, której piesek odszedł przed chwilą do innego świata. O ile wszyscy byli tym skrępowani i zdezorientowani, nie można było zarzucić jej słabej gry aktorskiej. Proszę, nawet wpasowała się do tej roli tak idealnie, że gdy ta się rozpłakała, jako omotany dzieciak sam ją objąłem w ramionach, pocieszając, że wszystko będzie dobrze. Mina towarzyszy była bezcenna, mój wstyd również.
Opowiedziałem tę historię dziewczynie, bo raczej już każdy ją zna i nikogo nie dziwi, jak mówię o niej publicznie. Po prostu biorę to jako nauczkę, żeby nigdy nie zwieść się starym wdowom, udających małe, bezbronne dziewczynki. Sam bardziej uważam to za żartobliwe zdarzenie, naśmiewając się z mojego dawnego, dziecinnego zachowania. Nim się ocknąłem, byliśmy już na drugiej wysepce.


Kilian?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz