środa, 16 sierpnia 2017

Od Atheny

Można by powiedzieć, że jest to dzień jak co dzień, jednak różnił się od pozostałych tym, że miałam wolne. Postanowiłam rozejrzeć się po okolicy. Pomimo, że byłam już tutaj miesiąc nie miałam ani jednego dnia wolnego. Choć jeszcze nie zostałam przydzielona do ochraniania żadnej osoby na wyższym szczeblu wiedziałam, że niedługo zapewne będę do kogoś przydzielona. Na dworze panował upał, z nieba lał się skwar. Pomimo, że byłam raczej ciepłolubnym człowiekiem i wysokie temperatury nie sprawiały mi raczej żadnego problemu miałam jakieś granice tolerancji ciepła, a obecna temperatura właśnie znajdowała się na owej granicy. Założyłam białą, cienką sukienkę sięgającą przed kolano. Wyszłam ze swojej kwatery i ruszyłam długim korytarzem do wyjścia. Wychodząc z budynku nie natrafiłam się na praktycznie nikogo. Ludzie chowali się do chłodnych pomieszczeń a przeszklona klatka schodowa do takich nie należała. Pierwszym miejscem do jakiego się udałam zaraz po opuszczeniu budynku było centrum miasta. Na szczęście owe centrum było blisko mojego mieszkania. Aż dziwne, że w takiej cenie dostałam tak dobrą lokalizację. Pierwszym miejscem do którego weszłam i które przy okazji rzuciło mi się w oczy był sklep muzyczny. Nad wejściem wisiał duży szyld z instrumentami muzycznymi i napisem "Music Shop". Gdy tylko do niego weszłam okazał się być większy niż wyglądał z zewnątrz. Był też większy od tego, który był w moim mieście. Szybko odszukałam miejsce w którym były skrzypce i smyczki. Obejrzałam owe przedmioty. Po pierwszej wypłacie kupię sobie nowy smyczek - zadecydowałam po czym wyszłam ze sklepu. W centrum miasta stała fontanna oraz urządzenia do ochłodzenia się. Było tam dosyć sporo osób, w tym dzieci biegających i krzyczących. Odwiedziłam jeszcze kilka sklepów raczej z powodu zorientowania się w tym co mają oraz w ich cenach niż z powodu kupna czegokolwiek. Nim się spostrzegłam minęło kilka godzin. Szybko skoczyłam na coś do restauracji, a gdy już z niej wyszłam na niebie ukazało się pełno chmur zwiastujących nadejście deszczu. Miałam już wracać ale usłyszałam cichy dźwięk płaczu dziecka, spojrzałam w jego kierunku. Mały chłopiec siedział pod ścianą, wokoło nie widziałam nikogo kto mógłby się nim opiekować. Podeszłam więc do niego.
- Zostawili Cię, co? - zapytałam, a chłopiec uniósł głowę i spojrzał na mnie z wrogością w oczach. Jego białka przybrały czarną barwę i kontrastując z czerwonymi źrenicami wydawały się płonąć nienawiścią. Po chwili rzucił się na mnie próbując wyrwać mi torebkę i uciec ale nie ze mną takie numery. Chwyciłam torbę tak, że dziecko nie mogło nic zrobić - Coś ci chyba nie wyszło - Skomentowałam jego czyn po czym złapałam go za rękę - Teraz pójdziesz na komendę policji i opowiesz co zrobiłeś - W tym momencie z oczu zniknęła cała złość, a pojawił się strach jednak nie na długo, niedługo potem jego ręka zapłonęła. - To akurat na mnie nie działa - Szybko używając mocy swojej arcany ugasiłam ogień. Przejęcie ognia czyjejś arcany było bardzo trudne jednak to był dopiero dzieciak i nie rozumiał jeszcze mocy swojej arcany oraz nie panował nad nią nawet w połowie co było dla mnie dużym ułatwieniem. Dalej chłopak nie stawiał oporu. Odprowadziłam go na pierwszą komendę policji. Po chwili przyjechała jego matka i zaczęła mnie przepraszać za jego zachowanie i próbowała jakoś załagodzić sytuacje. Jak każda matka, broni swojego dziecka przed wszystkim co może je skrzywdzić. Szkoda, że ja tego nie zaznałam. Wychodząc z komendy zaczęło padać. Niewielki jak się wydawało deszczyk przerodził się w okropną ulewę. Szybkim krokiem ruszyłam w kierunku przystanku autobusowego. Było tam sporo ludzi kryjących się przed deszczem i też kilku stojących na deszczu. Dołączyłam do nich. Nie musiałam czekać długo bowiem autobus nadjechał dosyć szybko. Ludzie natychmiastowo rzucili się do pojazdu przepychając się między innymi. Gdy wsiadałam autobus był już wypełniony po brzegi. Na szczęście się zmieściłam i nie musiałam by czekać na kolejny. Jednak gdy już byłam w środku poczułam szarpnięcie do tyłu. Wypadłam z autobusu, a na moje miejsce szybko wcisnęła się kobieta.
- Pojebało cię?!- wykrzyknęłam natychmiastowo wstając i chciałam już wyciągać babę z pojazdu jednak zanim zdążyłam coś zrobić autobus odjechał - Zajebiście - mruknęłam pod nosem. Chyba będę musiała polecieć.
- Ktoś tu ma gorszy dzień - usłyszałam komentarz zza pleców.
- Nie, ten jest po prostu genialny - odparłam z nutą sarkazmu w głosie po czym się odwróciłam w stronę osoby która wypowiedziała do mnie słowa.

<Ktosiu?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz