czwartek, 10 sierpnia 2017

Od Ayax'a - C.D Ayame

Prychnąłem z niedowierzania. Granica między odwagą a głupotą jest cienka, a Ayame właśnie już dawno przekroczyła tę drugą stronę, ciągle się w nią zagłębiając. Niewyobrażalna bezmyślność, która płynęła z jej mowy i poczynań, sprawiała, że czułem swego rodzaju niechęć do tej osoby. Jednak czego się nie robi dla urozmaicenia dnia.
- Działaj. – Powiedziałem, podchodząc dwa kroki do przodu w jej stronę.
Strzała delikatnie zsunęła się po mojej klatce piersiowej aż do mostka, sprawiając przyjemne mrowienie towarzyszącemu czarnemu dymowi, który rozprowadzał się po najbliższej przestrzeni.
- Tak o? – Spytała lekko zdziwiona, łapiąc sztywniej łuk i odrywając strzałę od mojej koszuli, następnie ją napinając. – Łatwo było.
- Może i teraz. – Stwierdziłem, na co dziewczyna posłała mi pytające spojrzenie. – Ludzie z mojej lewej będą świadkiem Twojego czynu. – Przekręciłem głową w stronę, o której wspomniałem, wgapiając się w trzy osobistości, plotkujące na swoje tematy.
- Nic Ci to nie da. – Zaśmiała się lekko. – Przecież i tak zginiesz, a strzała nawet nie wyda ani jednej fali dźwiękowej.
- Kto tu powiedział, że o dźwięk strzały chodzi? – Spytałem, wymuszając ironiczny uśmiech. – Spójrz tam. – Wskazałem palcem na kamerę zaraz po lewej od wschodniej bramy. – Nagrają Cię, a Ty się przedstawiłaś. Z tego, co wiem niewiele Ayame się tutaj błąka o ciemnych, krótkich włosach. Będziesz stracona. W końcu to nie jest kamera ze sklepu spożywczego, z której można wszystko łatwo usunąć.
Ayame spojrzała się jeszcze raz za siebie w stronę obiektywu. Osobiście uważałem ją za psychopatkę, która pomimo mojej gatki może i tak zrobić coś nieoczekiwanego. Przecież z własnej woli nie spojrzałbym w jej błękitne oczy, które chowając się za rażącym światłem, zmieniają optycznie kolor na szarość. Z tych oczu doskonale widać odbicie, a z moją Arcaną również to, co zaraz się wydarzy.
- „Szpieg grozi hrabi łukiem” – Zacytowałem nieco niższym tonem, unosząc lewy kącik ust ku górze. – Nie zrujnowałoby to Twojej reputacji?
- Nie Ty jesteś od tego, żeby to oceniać. – Mruknęła niezadowolona, wciąż trzymając napięty łuk ze strzałą opartą o cięciwę.
- Niekoniecznie o mnie mowa. – Zwróciłem uwagę. – Który pracodawca każe Ci zabijać? Raczej żaden, w końcu nie jesteś zabójcą, a szpiegiem, który pozwala sobie na zbyt wiele.
- Skąd możesz wiedzieć, że akurat nie dostałam zlecenia zabójstwa? – Spytała, uśmiechając się szyderczo.
- Widać, że Tai Cię przysłał. Ten tchórz nawet nie śmiałby wspomnieć o czymś takim w moją stronę. Chyba nie chcesz, żebym osobiście się tego dowiedział? – Zapytałem, już nieco poważniej i zimniej. – A, no i jeszcze jedno. Im dłużej tu jesteś, tym dłużej kamera koduje naszą rozmowę. Nie chcę tracić na Ciebie więcej czasu, więc idź sobie, póki mnie jeszcze doszczętnie nie wkurwiłaś.
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie, celując swoją bronią w stronę kamery. Mówiłem już, że jest lekkomyślna?
- Nie radzę. Straż zgarnie Cię szybciej, niż tutaj przyszłaś. – Poinformowałem ją, mimo że nie była to jedyna sugestia, którą mogłem jej podrzucić.
Wyglądała na to, że wiedziała o tym, co ją czeka i że nic nie zdziała, wiec opuściła swoją broń, która chwilę potem rozpłynęła się jej w dłoni. Odwołała zaklęcie, chociaż jedna mądra czynność, jaką u niej zauważyłem. Kolejno wyciągnęła ręce do tyłu, łapiąc za kaptur i zarzucając go na głowę. Bez słowa ruszyła swoim sprężystym chodem w stronę miasta. Wprawdzie mruknęła coś jeszcze pod nosem, lecz niespecjalnie jej słuchałem. W końcu poleciała po rozum do głowy, a już myślałem, że takowego nie posiada. Skierowałem się w stronę zamku, po czym wyciągnąłem lewą rękę do przodu, by sprawdzić, która godzina. No pięknie, zmarnowałem na nią więcej niż pięć minut.
Przekręciłem delikatnie głową na boki, po czym opuściłem dłoń. Nie podobała mi się ta akcja, chyba będę musiał poważniej porozmawiać z Tai’em.

▼▲▼▲

Okazało się, że Lloyd zna tego gościa nie od piątku. Ba, nawet wie jego adres. Nie zdradziłem mu przyczyny, lecz wyciągnąłem tę ulicę i numerki od niego. Właśnie z tego powodu aktualnie kierowałem się na północ. Było już późno, Słońce schowało się za horyzontem. Dało dzięki temu szansę zalśnić wielu innym gwiazdom, co o ironio, mogłoby się odnieść przenośnią do naszego kochanego społeczeństwa. Księżyc natomiast, ta biała patelnia unosząca się nad naszym niebem, odbijała światła, sprawiając, że najwięcej uwagi jest mu zwracane, mimo że żywi się blaskiem innych. Znowu aluzja do nas? Owszem.
Będąc już na odpowiedniej przecznicy, miałem okazję rozejrzeć się po osiedlu. Nie było jakieś najwyższej klasy, ale też na pewno nie należało do tych, harujących za najniższą krajową. Jako hrabia miałem jednak o tym trochę pojęcia, więc domyślałem się, że był może… bednarzem? Och, nie to było teraz moim priorytetem. Jego dom znajdował się na końcu ulicy, za którą już wybudowane kolejne schody, prowadzące do innych wysp. Nie wyglądał na najgorszy. Może był jednak cieślem? Dach nie wznosił się ostro do góry jak piramida, lecz swobodnie i lekko stykał się ku górze. Nowocześnie. Zakładam, że mieszka sam, ponieważ niewielki ogródek mimo zadatków był niechlujny oraz zarośnięty. Podszedłem do czarnej furtki ozdobionej w rozmaite wzory, pociągając za klamkę. Były otwarte, co wprawiło mnie w niemałe zdziwienie. Wszedłem na jego posesję, od razu kierując się do drewnianych drzwi frontowych. Wparowałem bez zbędnych ceregieli z niemałym hukiem zatrzaskujących się od tyłu drzwi.
- Co do chuja…
Dźwięk dochodził z pomieszczenia na końcu holu. Jedyne było oświetlone, więc na pewno tam znajduje się ten pustak. Jeżeli okaże się, że to nie on i Lloyd podał mi zły adres, powykręcam mu nogi i wrzucę do rzeki.
Zza ściany wyłonił się ten blondas z miną, która będzie mnie chyba śmieszyć do końca życia. Miał na sobie jedynie niesfornie założone spodnie z rozpiętym paskiem. Górnego nakrycia nie raczył założyć, co nieraz się zdarza samotnym typom, pijących alkohol przy propagandowej telewizji.
- Co Ty tu robisz? – Krzyknął lekko przerażony.
Nie słuchając go, od razu zacząłem iść przed siebie w jego kierunku. Ten odsunął się na koniec pokoju, wychodząc z przejścia. Dobrze, że tak zrobił, ponieważ gdyby mi to zasłonił, mogłoby się źle skończyć. Potem jednak jego poczynania mnie rozbroiły. Nie dość, że totalny ułom i nieudacznik, który boi się zwykłego podejścia, to jeszcze dziwki sobie sprowadza, gdy daje komuś zlecenie, poważne zlecenie. Tak, blondynka o kręconych, krótkich włosach i ostrym makijażu z wyraźnie podkreślonymi ustami zasłoniła swoje zapewne nagie ciało kocem. Była pełna strachu i niepokoju, nerwowo przemierzając nas wzrokiem. Szybko podszedłem do krzesła, na którym leżały kobiece ubrania.
- Wynoś się. – Powiedziałem, podając jej ciuchy.
Ta siedziała w bezruchu, ale po chwili okryła się jasnoniebieskim kocykiem i pospiesznie wyszła z pokoju w stronę korytarza.
- Prostytutki sobie szukasz? A co z tamtą w kasynie? – Spytałem nieco wyższym tonem, buzując się w środku.
- Spokojnie, może napijmy się czegoś. – Wysunął prawą rękę do przodu, pokazując jej wewnętrzną część, co oznaczało, bym się zatrzymał.
- Tak, najlepiej tym razem na Twojej stypie. – Podszedłem do niego.
Usłyszałem, jak ktoś hałasuje, więc odruchowo spojrzałem w tamtą stronę, mianowicie na hol, w którym blondynka ubierała się do wyjścia. Jeszcze czego.
- Wypierdalaj! – Wykrzyknąłem w jej stronę, na co ta spojrzała na mnie krzywo.
- Psychopaci. – Mruknęła, wychodząc z domu i zamykając drzwi z impetem.
- Na jakiej stypie? – Tai wrócił do tematu.
Dalsza rozmowa nie należała do jego najprzyjemniejszych, ale dla mnie nie była najgorsza. Z małą satysfakcją słuchałem, jak ten tłumaczy się ze wszystkiego. Aż taki jestem straszny, że wyglądałem, jakbym stał z co najmniej trzyosobową obstawą? Wyjaśnił mi sporo, lecz zanim ochłonąłem, miał okazję bliskiego spotkania z moją pięścią. Normalnie bym mu nie wierzył, ale jego postawa zbitego szczeniaka była zbyt poniżająca, żeby kłamał. Oczywiście zawsze zachowuję rezerwę w ufności, jak i było tym razem.

▼▲▼▲

Nazajutrz miałem umówione spotkanie, więc udałem się planowo do jednej z karczm w centrum. Nie było tłoczno, bowiem to dopiero czwartkowa dwunasta. Wstąpiłem do chaty, popychając drzwi do przodu i wywołując tym samym charakterystyczny dźwięk rdzewiejących zawiasów. Rozejrzałem się kątem oka po pomieszczeniu. Nie była to taka typowa karczma, ponieważ miała nowoczesne elementy. Były tylko cztery osoby, w tym barman, polerujący kieliszki od szampanów na dzisiejszy wieczór. Zasiadłem przy ostatnim stoliku obok okna, wgapiając się na pojedynczych przechodni. W pewnym momencie mężczyzna stojący za barem podszedł do mnie, pytając się o zamówienie. O dziwo zaproponował mi nawet jakieś potrawy z ich „menu”. Nie skorzystałem, mówiąc, że czekam na kogoś. Ten wzruszył ramionami, informując mnie, że przyjdzie później, po czym odszedł. Ponownie wbiłem wzrok w plac, nad którym rozchodził się szereg restauracji, karczm i lodziarni. Niebo nabrało specyficznego, bladego odcieniu, który mimo swoich błękitnych przebitek utrzymywał swoją szarą kolorystykę. Chmury również sobie nie odmówiły, podnosząc się dzisiejszego dnia nienaturalnie ku górze i tworząc lekką, lecz przyjemną dla oka mgłę.
W pewnym momencie usłyszałem powiadomienie pochodzące z telefonu. Oderwałem swój wzrok od nieskazitelnie czystej szyby, kierując go zaraz to na ekran sprzętu. W tym samym czasie usłyszałem również ruch zardzewiałych drzwi, lecz nie to przykuło moją uwagę. Rispor, bo tak nazywała się osoba, z którą miałem dzisiaj się tutaj spotkać, nie przyjdzie, ponieważ miał wypadek, idąc w tutaj. Niefortunnie prawie spadł ze schodów, które łączą wyspę, tym samym narażając swoją kostkę na zwichnięcie. No, i tak też się stało. Wysłał mi zdjęcie siebie w szpitalu ze specjalnym usztywniaczem na to miejsce. Niby nie napisał wprost, że tam jest, ale było widać po otaczającym go tle. Nienawidzę być wystawiany, lecz tutaj nie miałem sporo do gadania.
Nagle oderwałem ślepia od telefonu, kierując je na wprost, skąd słyszałem nasilające się kroki. Ayame, której nazwiska nie było mi dane znać, kierowała się w moją stronę ubrana w garnitur. Czyżby wracała z balu przebierańców? Bardzo możliwe. Spuściłem z niej wzrok, lecz niedługo później mimowolnie zwróciła znowu na siebie uwagę, zasiadając naprzeciw mnie. Coraz bardziej mnie irytowała
- Co tam masz? – Spytała milutkim głosem, wyglądając z góry na moje wiadomości.
Wyłączyłem wyświetlacz, po czym wrzuciłem telefon do mojej kurtki.
- Jeżeli szukasz informacji, nie znajdziesz ich. – Zacząłem, podnosząc się. – Tai już więcej zleceń Ci nie da.
Wstałem, po czym zacząłem kierować się do wyjścia. Zapamiętałem, że na twarzy dziewczyny było wymalowane zdziwienie. Chwilę potem już byłem na zewnątrz, biorąc oddech świeżego powietrza, które nie przesiąkało zapachem chmielu.
- Zacznijmy od nowa. – Dołączyła się do mnie, idąc równym krokiem. – Jestem…
- Nie rozumiesz, że gra skończona? – Przerwałem jej w pół zdania. – Nie wywiązałaś się z rzekomej umowy, więc również nie dostaniesz wynagrodzenia.


Ayame?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz