Było naprawdę piękne popołudnie ptaszki
śpiewają, słoneczko świeciło, po prostu raj. Niestety ci zdziadziali
starcy zawsze muszą wszystko spierdolić, szukaj księżniczki, zwiała
gdzieś. Jak możesz być aż tak nieodpowiedzialny, ble ble ble. Po prostu
koszmar, dzisiaj miała przy niej stać ta mała demonica! Jak jej tam
było? Arena, Amanea, nie to jednak coś innego, chyba Atena. Tak jak ta
grecka bogini mądrości, ona chyba nią nie grzeszy, bo w końcu co jest
trudnego w pilnowaniu jednej z najważniejszych osobistości w królestwie,
nawet jeśli jest bardzo energiczną 18-sto latkom, chociaż ja o wieku
nie powinienem mówić. Podniosłem się z ziemi i powoli ruszyłem w stronę
zamku, nie zamierzałem dać im satysfakcji.
Najlepsze jest
to, że większość z nich nie może tknąć mnie palcem przez swoje brudne
interesy w "mrocznych zakątkach" tego miasta. Ile misji egzekucyjnych
przepłynęły przez moje palce z ich pieczęciami, nawet sobie nie
wyobrażacie.
Wszedłem
do środka, atmosfera zasadniczo odbiegała od tego co widuję się w
standardowym szynkwasie, było bardziej prestiżowo i oficjalnie. Nie
przeszkadzało to jednak w głośnym żłopaniu piwska i innych napojów
alkoholowych bandzie coraz bardziej wstawionych jegomościów. Wtedy
ujrzałem ją, siedzącą przy stoliku na samym środku sali w towarzystwie
trzech synów arystokratów oraz wielkiego garnca wina i nie mniejszej
flaszce wódki w połowie już opróżnionej.
Spokojnym krokiem podszedłem do niej i rzekłem:
- Panienko, senatorzy oczekują twojego powrotu.
- Nykt, ne bedzie mi mówił co mam robić, a co ne ! To ja tu jestem królową, ja ustanawiam prawa, a ty se w to ne mesaj pacholku - wykrzyknęła
- No, właśnie spadaj stąd ! - odezwał się bliżej nieokreślony mężczyzna po czym cisnął we mnie szklanym kuflem który spadł dwa metry ode mnie.
Ze wszystkich rogów słychać było aprobatę dla tego czynu, i coraz głośniejsze nawoływanie o usunięcie niżej podpisanego.
- Księżniczko, na prawdę już czas wyjść! - nacisnąłem.
- Ne, i jus ! - odpowiedziała, po czym pokazała mi język.
Tego
już było za wiele, wziąłem ją pod pachę i czym prędzej czmychnąłem do
wyjścia w akompaniamencie tłuczonej zastawy. Ochroniarz usłyszawszy
harmider wszedł do środka i zaczął uciszać swoich gości, tak to on jest
właścicielem tego przybytku, nie lubi się ujawniać. My tymczasem
wydostaliśmy się na główną ulicę gdzie postawiłem naszą damę na płycie
chodnika.
- Nie powiem, było blisko.
- Chyba dla cebie, ja tam se swetnie bawyłam - zaplotła ręce i odwróciła twarz w geście focha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz