środa, 13 września 2017

Od Karo

Wiecie, co jest najbardziej idiotycznego w byciu szpiegiem? Nawiązywanie sztucznych relacji.
Z dniem dzisiejszym, Zelda Lawliet postanowiła umówić się na randkę z jakimś przegrywem, tak, aby Karo Erestre mogła wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji, a co za tym idzie, przekazać wszystko Sierrze. A zgadnijcie, kim jeszcze została dzisiaj Zelda, to dopiero perełka. Córką Sierry. Gromkie brawa dla mojej pomysłowej pracodawczyni.
Facet, na którego aktualnie czekałam w niewielkiej kawiarni, miał zamiar wyjsc za którąś z córek Pani Miradez. Dlaczego więc wysłała tutaj mnie, mając do dyspozycji dwie panny? Miałam sprawdzić jego zamiary. Poznać go trochę, pogadać, no, sami wiecie. Nie ma co, idealna robota dla mnie.
Cholernie się się stresowałam. Po pierwsze, nigdy nie byłam na spotkaniu towarzyskim z osobą płci przeciwnej, nawet, jeśli to pierwsze było ustawione. Po drugie… Nie umiem w ludzi! Co ona sobie myślała, każąc mi poznać jakiegoś gamonia?
Tylko spokojnie, Karo. Zelda to załatwi.
Jak na razie jednak Zelda popijała czekoladowego shake’a, czekając w samotności przy stoliku, aż mości dżentelmen się zjawi. Spóźniał się już jakieś piętnaście minut i gdyby to było w stu procent moje spotkanie, dostałby ostry opierdziel. Jeśli nie wykład o szanowaniu czasu drugiej osoby. Pociągnęłam kolejny łyk lodowatego, mlecznego napoju, nim ktoś doasiadł się do mnie.
Ty jesteś Zelda? — zapytał. No dobra, Karo, ćwiczyłaś to. Uroczy uśmiech, spokojne usposobienie, wcielenie czystości i niewinności.
~ To będzie zabawne — głos Molly zabrzęczał w mojej głowie.
~ Oj, zamknij się! — odparłam.
We własnej osobie. — Spróbowałam się uroczo uśmiechnąć, aczkolwiek wyszło, jak zwykle. — A Pan musi być Arthur.
Facet zaśmiał się.
Nic nie muszę, ale wszystko mogę, moja droga — przysunął się lekko, na co ja dyskretnie się odsunęłam. W takim momencie chyba powinnam się zaśmiać, co nie?
Och, oczywiście — przytaknęłam. Mężczyzna miał lekko czerwoną cerę, a jego włosy były śnieżno białego koloru. Patrząc na jego twarz, o średnio urokliwych rysach, oraz dziwną pewność siebie, miałam ochotę jak najszybciej się stąd ewakuować. Dezertercja nie wchodziła jednak w grę, trzeba więc było zacisnąć zęby i gnąć dalej.
Zelda Lawliet — odparł, jakby się upewniając. Milczałam — dlaczego Lawliet? Czy twoja matka nie nazywa sie Miradez?
Byłam przygotowana na to pytanie.
To nazwisko po ojcu — wytłumaczyłam — zmarł kilka lat temu, matka powróciła wtedy do panieńskiego. — Tak do końca, to nie skłamałam. Przecież mój ojciec faktycznie nie żyje, chociaż nie napawało mnie to zbytnim żalem, a wręcz przeciwnie.
Przepisał Ci jakiś spadek? — zapytał, niemalże od razu. Spojrzałam na niego, udając zdziwienie. Dupek to dupek, co tu się rozwodzić.
Jedną trzecią, ale dopiero po śmierci matki — potwierdziłam, chociaż nic takiego nie miało miejsca. Mąż pani Miradez faktycznie nie żył, aczkolwiek nic o jego spadku dla córek nie było mi wiadome.
Jesteś najmłodszą z ich córek? — zapytał. Ponownie się zbliżył, w efekcie czego przywarłam do ściany, tuż przy niewielkim oknie wycjodzącym na ulicę.
Tak, proszę pana — potaknęłam. Facet był najmniej dziesięć lat ode mnie starszy, ale w normalnej sytuacji w życiu bym do tak nie nazwała. Położył dłoń na moim udzie, na co ledwo się powstrzymałam, aby go nie uderzyć. Co za barana mi Sierra przykuśtykała?
Dziewicą? — zapytał, idąc ręką wyżej.
O nie, tego w umowie nie było. Chwyciłam zapełnionego do połowy shake’a i wylałam mu na głowę, odsuwając dłonią stół, a następnie wychodząc. Mocno chwycił mmie za ramię.
Ty mała sikso. Co to miało znaczyć, do cholery?! — No proszę, jeszcze się pyta?
Przekażę matce, jakim jesteś dupkiem, mości Arthurze — warknęłam lodowato, wyrywając ramię i odchodząc od stołu. Kierowałam się już do wyjścia, gdy po swojej prawej stronie usłyszałam śmiech.
I czego rżysz? — syknęłam do delikwenta, przypatrującego mi się z robawieniem.
Niezłe przedstwanie — stwierdził. Zmarszczyłam brwii, nadal poddenerwowana sytuacja sprzed chwili. Czy ja muszę eytłumaczyć mojej pracodawczyni normy przestrzeni osobistej? Już nawet mogłam znieść tę błękitna sukienkę, którą kazała mi założyć, ale w tego typu przedsięwzięcia więcej się wkręcić nie pozwolę.
Powinnam Ci skasować za bilet? — burknęłam.

<Ktosiu?>

poniedziałek, 11 września 2017

Od Shanayi - Do Ingi

When you think no one is watching
I'm watching only you
When you feel no one listening
I hear through the noise to hear you
If you're looking for the demons
To play while with your own

   I wtedy ni z gruszki ni z pietruszki moje myśli rozwiały się bezpowrotnie w każdą stronę, pozwalając mi skupić uwagę na osobie, która zburzyła mój spokój. Zrzuciłam nogę z biurka i przeniosłam się do prostej pozycji, nachylając się nad blatem. Moje wrzosowe spojrzenie nie kryło ani cienia irytacji; wwiercało się mocno w sylwetkę osoby wychylającej się zza drzwi ulokowanych dokładnie na przeciw biurka ze stosami papierów.
   – Co do chuja, nie widzisz, że przeszkadzasz?
   – Ale... – Przełknął ślinę tak głośno, że usłyszałam to będąc dosyć daleko. – To ważne. Prawdopodobnie ścigamy tę złodziejkę, o której ostatnio się huczy.
   – To na co czekacie? – Podniosłam brew do góry. Byłam pod wrażeniem ilorazu ich głupoty, której w przeciwieństwie do zorganizowania nie mogłam kontrolować.
   – No bo... nie możemy jej pojmać. Pokonuje naszych żołnierzy...
   – Zwykła amatorka rucha was jak chce? – Wstałam z krzesła, prychając pod nosem kpiąco i postępując kolejne kilka kroków zbliżających mnie do drzwi. – Wstydzilibyście się tego co nosicie w spodniach. O ile cokolwiek z tego zostało, w co wątpię. W końcu na drzewach zamiast listów gończych powiesimy "poszukiwane jaja żołnierzy, są mniej więcej wielkości chomiczych bobków". – Minęłam mężczyznę w progu i nawet nie musiałam się odwracać, by czuć jak ślad moich kroków został zdeptany przez jego podeszwę. Chodził za mną jak cień, dopóki nie skróciłam sobie drogi i nie wyskoczyłam przez okno parteru. Ugięłam nogi na spotkanie z gruntem, a mój zmysł słuchu natychmiast podrażniły podniesione głosy kolejnych oddziałów. Najśmieszniejsze pozostawało jednak to, co siły powietrzne mają wspólnego z gonieniem za złodziejami na lądzie. Czyżby policja się zmęczyła? Z głębokim westchnieniem ruszyłam w bieg, z klatką piersiową opadającą mi w nieco przyspieszonych oddechach. Byłam jak w głębokim transie, kiedy przypięta do mojego paska krótkofalówka zabrzmiała. Ujęłam ją, czując na dłoni nieprzyjemne mrowienie i wsłuchałam się w mało wyraźny szum, który wskazywał mi na zakłócony zasięg. Drżący głos zupełnie pozbawiony opanowania opisał mi dokładnie złodziejkę, rzekomo wtapiającą się w tłum, by uniknąć kary. Szkoda tylko, że nie na mojej warcie.
   Moje kroki zatrzymały się pod stopami miasta. Zgiełk, którego tak nienawidziłam, ponownie przeniknął do moich uszu, uderzając w bębenki niczym falą uderzeniową. Spośród najróżniejszych hałasów najbardziej nienawidziłam miejskiego rumoru i mimo że moja praca nakazywała mi uczestniczyć w różnych paradach, to każdy kto mnie dobrze zna, wie, że to moja najgorsza zmora. Nigdy nie ukrywałam tego, że denerwuje mnie współpraca z istotą chociaż o odrobinę mniejszym ilorazie inteligencji ode mnie. Praca jednak była motywacją, która potrafiła przegnać każdą myśl utrudniającą mi codzienne funkcjonowanie, i przez parę pięknych lat nic nie mogło naruszyć jej uświęcającego działania. Nawet wkurwiające osobniki ras, z którymi przychodziło mi się skonfrontować. Postawiłam kolejny krok naprzód, zrzucając wszystkie nadwątlające wątki w głęboką przepaść mojego umysłu i poświęcając całą dotychczasową uwagę, by przyjrzeć się każdej osobie. Do mojej głowy powrócił cały opis poszukiwanej; fioletowe jak fiołki oczy, czarne, krótkie włosy przypominające na myśl ubarwienie kruka. Do tego akcentujący elegancję płaszcz. Nie sposób ją było podrobić i nie sposób ją zgubić, a w moim interesie siedziało jeszcze bezpieczne pochwycenie jej, bo gdybym czekała na grupę tych amatorów, zdążyłabym obiec wszystkie wyspy po dziesięć razy.
   Pomimo że ciężko było mi się nie wyróżniać w tłumie, zachowywałam się dokładnie tak, jakbym wyszła ze swojej siedziby tylko po to, żeby kupić coś do jedzenia i pooglądać rynek. A każdy kto mnie zna, wie, że nigdy tak nie robię. Jedzenie zawsze mam na wyciągnięcie ręki i za marnotrawstwo czasu uważam wcielanie się w uliczny tłum. Ale teraz, gdy miałam zadanie do wykonania, myśli o nim przyćmiły każdy ciemny szczegół mojego życia, który właśnie został złamany. A poszukiwania pochłonęły mi tyle czasu, że pokusiłam się o stwierdzenie, że ktoś wprowadził mnie w oczywisty błąd. Że jest jakiś detal, którego ważności nie uznałam na tyle, by stał się on istotny, a w rzeczywistości i sensie misji taki był. I wtedy w okamgnieniu poczułam się jakby ktoś wylał na mnie wiadro cementu. Moje kończyny zesztywniały, a oczy utknęły w plecach tej kobiety, którą swoim podobieństwem do poszukiwanej spiorunowała mój umysł. Nie musiałam się nawet zastanawiać: nie chcąc tracić więcej czasu, ruszyłam za nią, gdy jej sylwetka odsłoniła mi stragan i ruszyła w przeciwną stronę. Z kamiennym wyrazem twarzy mijałam przechodniów, ocierając się o ich ramiona i nawet nie zwracając uwagi na to, że wypchnęłam połowę osób poza krąg mojej prywatności, w której czuję się swobodnie. Gdy ciemność budynków zaczynała pochłaniać uliczki, w których postępowałam za nieznajomą, w końcu przyspieszyłam kroku i gdy nie czułam niczyjej obecności, szarpnięciem za ramie postawiłam ją pod ścianą. Pisnęła jednorazowo, badając mnie nieodgadnionym spojrzeniem.
   – Zgodnie z artykułem bla bla bla, zostaje pani zatrzymana pod zarzutem kradzieży. Nie ma co się tłumaczyć, bo ja i tak nie jestem od słuchania, więc ułatwisz sobie i mnie, gdy będziesz cicho. – Z niewiarygodnym spokojem obróciłam ją plecami, nie dopuszczając do siebie zaledwie cienia wątpliwości świadczącego o tym, że służby mogły wprowadzić mnie w błąd. Szczerze lałam na to.
   – Ale co... – Usłyszałam, jak jej głos drży w wyrazie niezrozumienia. Nie dałam jej skończyć, urywając jej wypowiedź jak nożem uciął.
   – Każdy tak mówi, a i tak kończy się tak samo. A twoja rodzina? Pewnie nie masz dzieci, więc jeszcze łatwiej jest mi cię schwytać.
   – Ale mogę mieć! – Szarpnęła się bez efektu, gdy brzęczące, zimne kajdanki objęły ściśle jej nadgarstki. Potem pokręciła głową, jakby zupełnie nie wiedziała o czym mówi i spowodowało to, że w moich nerwach zamrowiło niezrozumienie.

Inga? Wiesz co pisać xd

sobota, 9 września 2017

Od Jerry'ego - Do Kilian

Było naprawdę piękne popołudnie ptaszki śpiewają, słoneczko świeciło, po prostu raj. Niestety ci zdziadziali starcy zawsze muszą wszystko spierdolić, szukaj księżniczki, zwiała gdzieś. Jak możesz być aż tak nieodpowiedzialny, ble ble ble. Po prostu koszmar, dzisiaj miała przy niej stać ta mała demonica! Jak jej tam było? Arena, Amanea, nie to jednak coś innego, chyba Atena. Tak jak ta grecka bogini mądrości, ona chyba nią nie grzeszy, bo w końcu co jest trudnego w pilnowaniu jednej z najważniejszych osobistości w królestwie, nawet jeśli jest bardzo energiczną 18-sto latkom, chociaż ja o wieku nie powinienem mówić. Podniosłem się z ziemi i powoli ruszyłem w stronę zamku, nie zamierzałem dać im satysfakcji.
Najlepsze jest to, że większość z nich nie może tknąć mnie palcem przez swoje brudne interesy w "mrocznych zakątkach" tego miasta. Ile misji egzekucyjnych przepłynęły przez moje palce z ich pieczęciami, nawet sobie nie wyobrażacie.

Tak jak myślałem, gdy tylko przekroczyłem próg sali pałacowej okrążyła mnie grupa mężczyzn w sile wieku i zaczęła ojojczyć co to może stać się księżniczce. Sam doskonale wiem, że bardziej martwią się o swoje stanowiska niż o nią, choć przyznam, że jest na prawdę piękna. Co się dziwić, nie jestem jedyną osobą która do niej wzdycha. Wracając, muszę wykonać swój obowiązek i ją znaleźć, mówi się trudno. Ruszyłem w kierunku polany na którą nie jednokrotnie już uciekała, przyznam, że delikatnie się zdziwiłem jej nieobecnością podczas tak pięknego zachodu słońca, krajobraz zatrzymał mnie tam jeszcze na parę chwil. Otrząsnąłem się dopiero gdy na ziemi zapadł mrok. Pora przejść do planu B, usiadłem na obszernym pniu a moje oczy zapłonęły jasnym blaskiem, w mig wypatrzyłem tak dobrze znaną mi aurę prowadzącą do karczmy w samym centrum miasta. Odpaliłem arkanę i z zawrotną prędkością skierowałem się do wcześniej wspomnianej konstrukcji. Stojąc przed nią zwróciłem uwagę na nietuzinkową budowę pijalni, wysoki na kilka metrów stalowy płot i wykładana kamieniami ścieżka sprawiały wrażenie bardziej prywatnego dworku aniżeli karczmy. Niemożna zaprzeczyć księżniczce gustu, sam nie jednokrotnie tutaj bywałem. Dotarłem do wejścia przed którym zwalisty mężczyzna odziany w ciemny garnitur i czarne materiałowe spodnie posiadający ponad dwa metry wzrostu zlustrował mnie od stóp do głów swoimi brązowymi oczami i rzekł oficjalnym tonem :
- Witam serdecznie panie Jeremiaszu, jednak wejście zarezerwowane jest tylko dla osób posiadających zaproszenie.
- Oczywiście - odparłem pokazując królewską sygnaturę.
- Mam nadzieję, że będzie się pan wybornie bawił.
Wszedłem do środka, atmosfera zasadniczo odbiegała od tego co widuję się w standardowym szynkwasie, było bardziej prestiżowo i oficjalnie. Nie przeszkadzało to jednak w głośnym żłopaniu piwska i innych napojów alkoholowych bandzie coraz bardziej wstawionych jegomościów. Wtedy ujrzałem ją, siedzącą przy stoliku na samym środku sali w towarzystwie trzech synów arystokratów oraz wielkiego garnca wina i nie mniejszej flaszce wódki w połowie już opróżnionej.  
Spokojnym krokiem podszedłem do niej i rzekłem:
- Panienko, senatorzy oczekują twojego powrotu.
- Nykt, ne bedzie mi mówił co mam robić, a co ne ! To ja tu jestem królową, ja ustanawiam prawa, a ty se w to ne mesaj pacholku - wykrzyknęła
- No, właśnie spadaj stąd ! - odezwał się bliżej nieokreślony mężczyzna po czym cisnął we mnie szklanym kuflem który spadł dwa metry ode mnie.
Ze  wszystkich rogów słychać było aprobatę dla tego czynu, i coraz głośniejsze nawoływanie o usunięcie niżej podpisanego.
- Księżniczko, na prawdę już czas wyjść! - nacisnąłem.
- Ne, i jus ! - odpowiedziała, po czym pokazała mi język.
Tego już było za wiele, wziąłem ją pod pachę i czym prędzej czmychnąłem do wyjścia w akompaniamencie tłuczonej zastawy. Ochroniarz usłyszawszy harmider wszedł do środka i zaczął uciszać swoich gości, tak to on jest właścicielem tego przybytku, nie lubi się ujawniać. My tymczasem wydostaliśmy się na główną ulicę gdzie postawiłem naszą damę na płycie chodnika.
- Nie powiem, było blisko.
- Chyba dla cebie, ja tam se swetnie bawyłam - zaplotła ręce i odwróciła twarz w geście focha.

(Kilian?)

poniedziałek, 4 września 2017

Od Karo cd Atheny

Czasem swoboda ruchu i wolność wydawały mi się wręcz abstrakcyjne. Nie wiem, czy rozumiecie, o co mi chodzi. W domu Erestre’a (ojcem, to go nawet ni nazwę) ustaloną miałyśny każdą wolną chwilę, łącznie z chodzeniem do toalety. Jeśli cokolwiek wymknęło się poza jego plan, wpadał w szał. Co prawda, mieszkając u rodziny mojej przyrodniej siostry, Saury, odzwyczaiłam się od tego niemalże zupełnie, jednak czasami i tak łapały mnie te chwile, podczas których rozmyślałam o przeszłości. Nawet teraz, gdy był to zwykły spacer.
No, prawie zwykły.
Od najzwyklejszego wtorkowego południa odróżniał go jednak prosty fakt: byłam tutaj, jako Zelda, nie zaś, jako Karo. Mój cel poruszał się powoli przede mną, ciągnąc za sobą długi, lazurowy płaszcz. No, dobra, byłam tutaj jako prawie Zelda. Fakt był taki, że roboty aktualnie nie miałam, acz od czasu do czasu lubiłam sobie postalkować niewinnych, niczego nie spodziewających się ludzi, burząc ich mury prywatności, którymi co po niektórzy tak szczelnie się ogradzają. Brzmi to jak zupełna hipokryzja z mojej strony i w istoci, właśnie tym jest. Kobieta, za którą podążałam, nie była jednak tak przypadkowa, jak można by pomyśleć. Niejednokroć widziałam ją, jak delikatnie muskała wierzbę w parku, mrucząc coś do niej. Zawsze tę samą. Zaczęło mnie to w końcu zastanawiać, postanowiłam więc przejść się za kobietą. Tym o to sposobem kroczyłam właśnie, trzydzieści tro hę ponad kroków za celem. Zupełnie na odryciu, co? Sęk w tym, że gdybym zaczęła teraz chować się po kątach, nie umknęło by to przechodniom, poza tym, moje poroże całkiem się odznacza, więc po co się męczyć. Sierra niejednokrotnie mówiła mi, że najważniejszym jest wmieszanie się w tłum, co właśnie robiłam. Kobieta przez całą drogę nie obróciła się ani razu. Jeśli jej arcana nie widzi wstecz nie ma szansy, żeby zauważyła, że ktoś za nią podąża. A nawet jeśli, nie widziałam, aby szczególnie się tym przejęła. Podróż trwała już dobre czterdzieści minut i szczerze powiedziawszy, zaczynałam się nudzić? Gdzie się wybieramy?  Na koniec świata?
Z doświadczenia wiedziałam jednak, że bywają dłuższe podróże, nic więc nie mówiłam. Nagle kobieta poderwała się, jakby coś sobie uświadomiła, a następnie przyśpieszyła. Nie zamierzając jej zgubić, również nadgoniłam kroku, w oddali zauważając lecący autobus. Na oko trochę wyższa ode mnie dziewczyna wcisnęła się na ostatnie wolne miejsce, babuszka jednak była uparta. Szarpnęła nieznajomą za ramię i wyrzuciła ją z autobusu, zajmując jej miejsce, podczas gdy drzwi już się zamknęły.
Co jak co, ma baba wigor.
~ Ale kultury w ogóle! — żachnęła się Molly. Uśmiechnęłam się jedynie, na ten komentarz. Molly Erestre, obrończyni utrapionych, oraz tych, co na kolejny przystanek muszą dotransportować się sami!
~ No bardzo śmieszne, Karo — syknęła poirytowana.
Zajebiście — mruknęła wyrzucona z autobusu dziewczyna. Uśmiechnęłam się, słysząc zezłoszczony głos. Witamy w smutnym świecie, w którym starsze panie nie tylko Cię podsiądą, ale i wyrzucą za drzwi.
Ktoś tu ma gorszy dzień? — zapytałam, zadowolona z tego, że mogę komuś do gryźć po straceniu z oczu mojego obiektu stalkingu.
Nie, ten jest po prostu genialny — odparła ironicznie, odwracając się w moim kierunku. Przewyższała mnie o czoło, a jej podwójne oczy wpatrywały się we mnie, jakby niemo pytały "czego Ty w ogóle chcesz?". Za jej plecami roztaczały się wielkkie, kruczoczarne skrzydła, dające na myśl osobników Lalatari. Jako jednak, że mieszkałam z przedstawicielkami wielu ras, chociaż zawsze zmieszanymi z Valaharem, widziałam w niej również coś z Than'oni. Czyżby mieszanka?
Szukasz czegoś? — burknęła w końcu, po chwili ciszy. Średnio przystawała mi rozmowa z nią, aczkolwiek nie miałam w tej chwili niczego innego do roboty. Najwyżej paplnę o dwa słowa za dużo, to i tak obca osoba.
Ależ skąd, chciałam Ci jedynie pogratulować, dałaś się wyrolować kobiecie po osiemdziesiątce — odparłam, podśmiewując się w duchu. Lubiłam zachodzić komuś za skórę.
Znasz ją? — warknęła.
Tylko z widzenia. — Wzruszyłam ramionami. Już po krótkiej chwili przestało mi się podobać, że wdałam się z nią w rozmowę.
<Athena? Wybacz, że tak trefnie ;w;>

Nowa postać ~ Karo Erestre!

 
 || frugonoelerose@gmail.com || Patfood (howrse) ||
~~~